Powiedział Bartek,
że
dziś
TŁUSTY CZWARTEK :)
Pączuchy powstały z przepisu Pani Izy SMACZNEJ PYZY :)
Przepis TUUU :)
Gapa ze mnie, bo skończył mi się cukier puder :)
Na blogu u Pani Izy jest całe mnóstwo ciekawych przepisów zapraszam do zajrzenia.
ps. pozwolę sobie zrobić ctrl+c i ctr+v, bo boję się, że gdzieś się zapodzieje przepis:
- ok. 3 , 5 szkl. (szkl. poj. 250 ml ) mąki pszennej - dałam po połowie tortowej i zwykłej + trochę mąki do podsypania na blacie - przypominam, że każda mąka jest inna i czasami trzeba jej dosypać nieco więcej
- 1/3 szkl. cukru zwykłego
- 4 żółtka
- 1 całe jajko (jajka nie były zbyt duże)
- 60 g świeżych drożdży
- 1/4 kostki masła (takiej standardowej 250g)
- 1,5 szkl. mleka
- szczypta soli
- 1 łyżka spirytusu
- ok. 3/4 szkl. konfitury różanej (ew. marmolady albo powideł)
- lukier: 1 , 5 szkl. cukru pudru + sok z połowy pomarańczy albo jednej cytryny
- do posypania: ok. 100 g kandyzowanej skórki pomarańczowej
- do smażenia: ok. 1 kg smalcu
- Drożdże rozkruszyłam do miski, dodałam 2 łyżki cukru i 1/2 szkl. lekko ciepłego mleka, wymieszałam, odstawiłam przykrywając ściereczką aby podrosły.
- Mąki przesiałam razem z solą.
- Jajko i żółtka utarłam na puszysty kogel - mogel z resztą cukru.
- Masło roztopiłam i przestudziłam.
- Do mąki dodałam rozczyn, ubite jajka i zarabiając wlałam resztę ciepłego mleka. Wyrobiłam dość luźne ciasto.
- Na koniec dodałam spirytus i masło.
- Wyrabiałam aż ciasto będzie odchodziło od rąk i naczynia, to trwa przynajmniej kilkanaście minut.
- Przykryłam znowu ściereczką i odstawiłam na jakieś 1,5 godziny w ciepłe miejsce aby wyrosło. Drożdżowe ciasto nie lubi bardzo przeciągów. (moja BABCIA zawsze mówiła, że drożdżowe nie lubi przeciągów, kłótni i dziwienia się jakież ono duże wyrosło :))
Gdy ciasto wyrosło, przynajmniej podwoiło swoją objętość, wyłożyłam je na blat i ponownie zagniotłam, ale tylko trochę. Powinno być mięciutkie. Można rozwałkować, ale wystarczy rozpłaszczyć rękami (nie za dużo podsypując mąką) na grubości ok. 2 cm - w takiego placka wycinałam krążki szklanką. Na każdym krążku ułożyłam po 1/2 łyżeczki konfitury i dokładnie zlepiałam brzegi zbierając je do siebie i formując kulkę wielkości niedużej mandarynki. Kulki układałam luźno, zlepieniem na spód, na posypanym mąką blacie. Przykryłam ściereczką i zostawiłam na ok. 1 godzinę aby wyrosły.
W rondlu rozpuściłam tłuszcz. Musi być dobrze nagrzany, ale nie za gorący bo pączki spalą się z wierzchu a środek zostanie surowy. Na początek wkładam zawsze jednego, zwykle najmniej udanego pączka, i smażąc obserwuję go jak się rumieni - w razie potrzeby zmniejszam albo zwiększam ogień pod naczyniem. Pączki smażyłam partiami, nie wkładając na raz zbyt wiele sztuk bo bardzo rosną - przeważnie smażę po 4 sztuki w szerokim rondlu. Wkładałam je zlepienie do dołu i od razu przykryłam rondel pokrywką, smażyłam ok. 1 - 1 , 5 min. a następnie odwracałam (ja robię to patyczkiem szaszłykowym, można delikatnie widelcem) i ponownie przykryłam na kolejną minutę. Usmażone wyjęłam łyżką cedzakową i położyłam na ręczniki papierowe aby osączyć z nadmiaru tłuszczu. Jeszcze gorące posmarowałam lukrem i posypałam posiekaną skórką pomarańczową.
SMACZNEGO
Ależ te pączusie zasmaczyście wyglądają. Podziwiam wszystkich piecząco-gotujących. Ja jestem zupełnym antytalencie w tej dziedzinie. Za to na Twoim blogu można "napaść" oczęta do syta. Pozdrawiam AGA
OdpowiedzUsuńja też talentu nie mam, ale się nie zrażam i próbuję :) nie rezygnuj jak Ci nie wyjdzie za pierwszym razem :)
UsuńJeeeezuu! Nie masz litości! Za pączki to ja oddam wszystko ;) Ale tylko właśnie za takie - domowe, parzące paluszki, z gorącą zawartością w środku ^^ Rozmarzyłam się cholera :D
OdpowiedzUsuńPolecam Ci ten przepis na pączki - wychodzą mięciutkie i takie mmmmmm pyszne :)
Usuń