Ot, żadna filozofia :) Dawno nie piekłam ciast z powodów, które się zazębiają :)
Moja Heniusia ma podwyższony cukier i ze słodkościami ostrożnie musimy. W związku z tym, jak coś piekę to muszę w większości przypadków sama zjeść na co mojej zgody nie ma :)
Wielkanoc jak co roku była i coś upiec chciałam, bo i gości się spodziewałam, więc jedzenie ciasta samotnie nie miało mieć miejsca :) Co najszybciej się piecze i zawsze wychodzi? SZARLOTKA :) z przepisu znanego od zawsze, wypróbowanego. No i tu zonk, bo i owszem przepis znany, pieczony, ale w związku z przerwą a możne i gapiostwem po prostu tu nie doczytałam, tu coś sobie umyśliłam i suma summarum wzięłam mniejszą tortownicę niż zawsze :). Ciasta zostało, jabłek zostało i piany z białek zostało a wyrzucić szkoda. No to co? blaszkę babeczkową wysmarowałam masłem wysypałam bułką tartą wyłożyłam ciastem, dołożyłam jabłek i na wierzchu przykryłam pianą. Piekłam na oko na zrumienienie piany. I taka wersja szarlotki bardzo do gustu mi przypadła :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szanujmy się nawzajem - w komentarzach również.